Treść nie jest królem! Internet jest przeładowany treścią. Jesteśmy w nią zanurzeni po uszy.
W ciągu JEDNEJ MINUTY na YouTube ładowanych jest ponad 300 godzin filmów. Dolicz do tego blogi, podcasty, Facebook, Instagram i wszystkie inne media.
Chcesz konkurować o uwagę informacją czy wiedzą? To oznacza konkurowanie nie w treści ale w czasie. Liczy się wtedy ten, kto pierwszy poda daną informację.
A z czasem idzie nasz największy przeciwnik – skupienie.
Według badań Microsoftu, średni czas skupienia uwagi wynosi zaledwie 8 sekund. To mniej niż potrafi się skupić na jednej rzeczy lub czynności złota rybka.
Sama treść nie przebija się więc przez hałas jaki dobiega z internetu.
Zamiast tego potrzebujesz osobistego połączenia z odbiorcą, które wykracza poza treść.
Jeśli masz zamiar przyciągnąć i utrzymać uwagę ludzi, musisz ich również bawić. Czytaj dalej
„Mój szef to pajac. Nie uwierzysz co dzisiaj zrobił…”
Większość naszej komunikacji z bliskimi i znajomymi to opowiadanie historii. Niektórzy mają to we krwi i potrafią snuć opowieści całymi godzinami. Inni, w tym ja, znajdują przyjemność w spędzaniu czasu w ciszy.
Tak, tak… Jestem z tego gatunku, który na pytanie „Jak Ci minął dzień?” odpowiada „dobrze”, a na pytanie „Co robiłeś?” mówi „nic nowego”.
Dla mnie opowiadanie historii nie jest naturalną czynnością. Dlatego zawsze zbierałem różne ściągi do szukania inspiracji.
„Herbata stygnie, zapada zmrok, a pod piórem ciągle nic.
Obowiązek, obowiązkiem jest piosenka musi posiadać tekst.”
Tak samo jest z mailem, postem, artykułem…
Dobra wiadomość jest taka, że skoro taki introwertyk jak ja daje sobie z tym radę, to Ty możesz być w te klocki dużo lepszy ode mnie.
W zeszłym tygodniu obiecałem listę inspiracji do pisania historii. Oto ona:
Wydarzenia, które były są kopalnią historii, analogii oraz okazją do pokazania siebie. To one sprawiły, że jesteś w tym miejscu a nie w innym:
Każdy dzień jest inny. Nawet jeżeli codziennie wykonujesz te same czynności, to spotykasz się z innymi ludźmi. Zapisuj sobie pomysły na bieżąco lub przejrzyj poniższą listę przypominajek:
Zwykle, gdy szukam inspiracji, wystarcza połowa tej listy. Wiem, że i Tobie to wystarczy.
Gdy już masz pomysł, siadaj i pisz. Bez pisania nie nabierzesz wprawy. Pewnie będzie Cię kusić porównywanie się z innym marketerami lub copywriterami. Szkoda energii. Nie wiesz ile czasu zajęło im dojście do poziomu mistrzostwa. Ucz się od nich, ale się nie porównuj.
Rób swoje.
Do następnego,
Każdego dnia opowiadamy historie.
O pracy, o domu, w zdarzeniach dnia, o przeszłości i przyszłości.
Dlaczego więc, gdy siadamy do pisania maila, w głowie jest pustka?
Dzisiaj przedstawię Ci 7 rodzajów historii jakie możesz opowiadać pisząc do swojej listy. Zanim to…
Gary Vaynerchuk w swojej książce „Crush It” opowiada:
Była Gwiazdka. Klient jego sklepu z winami skarżył się, że nie dostał zamówienia na święta. Pracownicy sklepu nie poinformowali Gary’ego o kłopotach z klientem i było już za późno, aby skorzystać z firmy kurierskiej.
Wyobrażasz sobie, że był to bardzo pracowity czas w firmie. Tymczasem Gary wsiadł w samochód i zawiózł osobiście wino klientowi. Trzy godziny drogi w jedną stronę.
Dlaczego Gary opowiada taką historię?
Przez nią pokazuje jak troszczy się o klientów. Tylko właściwie nie musi tego mówić. Słuchający taką opowieść czuje to. Sam wyciąga taki wniosek.
Oto moc opowiadania historii w biznesie.
Obiecałem Ci siedem typów historii jakie możesz opowiadać. Oto one:
To 7 rodzajów historii, które możesz opowiadać. Jeden rodzaj na każdy dzień tygodnia.
Tak, na każdy dzień tygodnia – bo jedynym sposobem na nabranie wprawy jest pisanie codziennie.
Potrzebujesz inspiracji, gdzie szukać treści do swoich historii?
Napisz jeżeli Cię to interesuje, a wtedy w przyszłym tygodniu napiszę o tym.
Dopiero wtedy, bo jutro jadę na weekend do Gdańska.
Wysyłanie maili codziennie, nie wystarczy do odniesienia sukcesu.
Potrzebujesz budować relację, za każdym razem, gdy piszesz.
Oczywiście nie jesteś dolarem, aby się wszystkim podobać. Jestem pewien, że czasami kogoś wkurzysz czy obrazisz (jeżeli jesteś trochę podobny do mnie, to nawet często tak będzie). Pamiętaj, że burzliwa relacja to też relacja, o ile utrzymujesz w tym równowagę.
Ok. Do rzeczy.
To wszystko. Aż tyle i tylko tyle wystarczy, aby zbudować ze swoimi czytelnikami silną więź.
Wiem, że znajdzie się ktoś (jedną osobę znam z imienia i nazwiska), kto policzy powyższe punkty i skomentuje, że miało być 10 a jest 9 punków.
10 krok umieściłem w pierwszy zdaniu: Wysyłaj maile codziennie.
Jeżeli Twoja lista jest jeszcze mała, potrzebujesz idealnej przynęty. Nagrałem kurs jak szybko przygotować przynętę, której chcą Twoi czytelnicy. Kurs ten na tą chwilę udostępniam bezpłatnie https://www.bartoszkrawczykdemczuk.pl/doskonala-przyneta/
A więc postanowiłeś pisać?
Blog, posty, artykuły, e-maile…
Znasz to uczucie, gdy siadasz do pracy z zamiarem stworzenia następnego wpisu, który rzuci Twoich czytelników kolana. Biurko posprzątane, Facebooku odhaczony, rybki nakarmione. Czas pisać.
Tylko ##$$#@$$! o czym?!?
Pusta kartka może przerażać…
Jest jeden niezawodny sposób, aby zawsze mieć pomysł na treść.
Poznaj swój rynek.
Takie proste. Mogę już nic więcej nie pisać. Banał, który załatwia cały problem. Jeżeli do tego Ty jesteś zafascynowany tym rynkiem, to proces pisania będzie zabawą a nie karą.
W takim razie jak poznać rynek, na którym działasz?
W tej wiadomości znajdziesz listę pytań. Odpowiedz na nie tak szczegółowo jak tylko potrafisz. Pisemnie (nie bądź leniem! Zrób to!). Przekonasz się, że Twoją głowę wypełnią pomysły na artykuły, posty czy wiadomości.
Zrób wszystko aby poznać odpowiedzi na te pytania. Sprawią one, że przestaniesz myśleć o sobie a wejdziesz w buty swoich klientów. Będziesz potrafił mówić ich językiem, nazywać ich pragnienia – poznasz ich świat.
Jest możliwe, że znasz swój rynek tak dobrze, iż po chwili zastanowienia odpowiesz na wszystkie te pytania. Jeżeli jednak tak nie jest to:
Dużo roboty?
Chciałeś kasy bez wysiłku?
Stoisko z bajkami – trzeci regał po prawej.
Gdy to zrobisz nigdy nie będziesz nudził swoich czytelników. Może czasami ich wkurzysz, ale nie będą potrafili Cię ignorować. A pisanie o rozwiązaniach ich problemów będzie dużo łatwiejsze.
Będą nie tylko Cię czytać, ale będą czekać na e-mail od Ciebie.
A kiedy przygotujesz dla nich swój własny produkt – kupią go bez wahania.
Warto.
Do następnego,
Jest kilka marketingowych „praw”, które mnie rozśmieszają.
Na czele stoi „prawo wzajemności”
Jeżeli czytałeś książkę „Wywieranie wpływu na ludzi” Roberta Caldiniego, to wiesz o co chodzi.
Jeżeli nie czytałeś, to pewnie słyszałeś o tym od jakiegoś guroo marketingu i sprzedaży.
Chodzi o historię sekty Hare Kryszna, która to rozdawała ludziom drobne upominki na lotnisku.
Zgodnie z „prawem wzajemności” ich niczego nieświadome ofiary czuły się zobowiązane do zrobienia czegoś w zamian. Idea prosta jak prawo ciążenia Newtona.
Tylko nie tak samo prawdziwa.
Dla wielu szkoleniowców wydanie tej książki byłą do okazja do niezłego zarobku.
Sprzedawali tą tajemną i sekretną wiedzę za duże pieniądze.
ROI (czyli zwrot z inwestycji) ich biznesu był rewelacyjny.
Książka 49 złotych – Kurs 949 złotych.
Jednak nie o tym dzisiaj.
Rzesza marketingowców pochwyciła haczyk i zaczęła się era próbek, darmowych prezentów.
Były one rozdawane na prawo i lewo w nadziei, że potencjalny klient poczuje się zobligowany do zakupu.
Czasami to działało.
Na szczęście nie tak często jak się ludziom wydawało, że zadziała.
Budowanie swojego biznesu na takim działaniu to jak budowa wieżowca na bagnie.
Dlaczego?
Czy uważasz, że dobrze jest dla Twojego biznesu, że ktoś kupi nie dlatego, że potrzebuje Twojego produktu, a dlatego, że poczuł się zobowiązany?
Szczerze wątpię.
Liczysz na dobre recenzje i rekomendacje? Liczysz na ponowny zakup?
W języku angielskim, osobę która od nas kupuje, możemy określić kilkoma „niby” synonimami.
„Buyer” – osoba, która kupiła coś raz lub dwa,
oraz „Customer” – osoba, która ma zwyczaj (ang. „custom”) kupować od Ciebie raz za razem.
Nie dlatego, że zastosowałeś superduperhiper technikę sprzedażową, wzorce hipnotyczne Miltona, kilka presupozycji i „prawo wzajemności”, ale ponieważ służysz mu produktami, których potrzebuje.
Nie zbudujesz wielkiego biznesu na kupujących – zbudujesz go na klientach.
Zaoferuj człowiekowi transformację.
Zastanów się w jakim miejscu swojego życia i swoich osiągnięć jest Twój prospekt obecnie.
Pomyśl czego potrzebuje, aby znaleźć się tam gdzie pragnie być.
Czego musi się po drodze nauczyć?
Jakie problemy rozwiązać?
Naucz go tego. Rozwiąż jego problemy.
Zaoferuj mu zmianę, a będzie z Tobą.
Nie raz czy dwa, a cały czas.
Jestem przeciwny stosowaniu trików, aby sprzedać coś, czego ktoś nie potrzebuje.
Jestem wielkim zwolennikiem dawania ludziom rozwiązań ich problemów i stopniowego budowania relacji, a potem sprzedaży rozwiązań.
Dlatego na moim blogu możesz znaleźć takie przynęty jak:
Instrukcję zapikselowania swojej strony bartoszkrawczykdemczuk.pl/piksel-facebooka/
-> wiem, że piksel Facebooka to dla większości czarna magia, więc w 15 minut pokazuję jak go zainstalować i używać.
Instrukcję jak stworzyć doskonałą przynętę bartoszkrawczykdemczuk.pl/doskonala-przyneta/
-> jeden z moich znajomych marketerów przygotowuje swój lead maganet od 4 miesięcy i skończyć nie może. Dlatego nagrałem cały kurs jak to szybko zrobić.
Listę 40 pomysłów na produkt cyfrowy, którą można pobrać na głównej stronie bloga.
-> wiem, że wiele osób ma problem, co może być takim produktem lub jedyne co im przychodzi do głowy to e-book. Dlatego daję prostą listę, aby się zainspirować.
Takie jest moje podejście.
Nie daję kwiatka jak Hare Kryszna, aby za chwilę poprosić o datek.
Zastanawiam się jakie kłopoty mają moi czytelnicy i szukam dla nich rozwiązania.
Nie chcę, aby kupowali ode mnie, bo dostali coś za darmo.
Chcę, aby kupowali, bo to co dostali im pomogło.
Do tego Cię namawiam.
Co się dzieje, gdy wysyłam wiadomość do listy?
Otrzymuję trzy rodzaje wiadomości.
Znaczenie pierwszego jest oczywiste. To cel istnienia naszego biznesu.
Przesadziłem.
To cel istnienia mojego biznesu. Czytając mailingi niektórych moich koleżanek i kolegów po fachu, nie wiem na czym polega ich biznes.
Drugi rodzaj wiadomości nie ma znaczenia. To trudno zrozumieć wielu osobom. Mają z tym trudność emocjonalną.
„Jak to?!? Ktoś się wypisał z mojej listy, jak mógł mnie tak ocenić? Jak on mógł mi to zrobić, to niesprawiedliwe, buuuuuuu…..”
Na razie przyjmij to na wiarę, że to nie ma znaczenia.
Ciekawie robi się przy trzecim typie.
Wczoraj pisałem jakie odpowiedzi otrzymuję od czytelników.
Wczoraj były dwie.
Pierwsza dosyć lakoniczna „Gościu spamujesz :-)” otrzymana od eksczytelnika Daniela.
Druga także była standardowa, ale o bardzo dobrej intencji.
„Od czasu do czasu czytam to co mi przysyłasz i powiem, że jesteś naprawdę
dobry, ale na Boga człowieku i kota można zagłaskać na śmierć!!!!!!
Częstotliwość „biegunki”.
Zwolnij trochę, bo tracisz potencjalnych klientów nie z braku, ale z nadmiaru kontaktów.”
W mojej opinii powinieneś pisać do swojej listy tak często jak możesz. Jeżeli robisz to dobrze, nie jest to problemem. Oczywiście jeżeli nie wysyłasz mi tylko śmieci o kolejnym webinarze albo nudnych informacji, które już widzieli.
Nie ja to wymyśliłem. Obserwuję dobrych anglojęzycznych marketerów. Obserwuję siebie jako ich czytelnika. Nie zawsze czytam wszystkie wiadomości, ALE ICH NIE KASUJĘ. Wiem, że piszą o ciekawych rzeczach i robią to w bardzo interesujący sposób i chcę móc do tego wrócić. Wiem, że jutro dostanę od nich jeden lub dwa maile. Czasami na to czekam.
Gdy pisze do mnie ktoś po pół roku, często nawet nie rozpoznaję nazwiska.
Aby pisać codziennie – musisz pozbyć się kilku lęków:
Na koniec sprawa techniczna. Open Rate moich maili wynosi około 20%. Dlatego piszę każdy mail, mając w głowie przekonanie, że może właśnie ten dzisiejszy mail jest jedynym jaki dotrze i będzie otworzony.
Bądź dumny z tego co robisz. Stój murem za swoim produktem. Nie wstydź się tego. Jesteś po to, aby pomagać konkretnym ludziom rozwiązać ich problem.
Jeżeli jesteś szczerze dumny ze swojego produktu lub usługi jaką sprzedajesz, dojdzie do tego entuzjazm. To przełoży się na tekst, a tekst na sprzedaż.
Pisz!
Zwykle otrzymuję trzy rodzaje odpowiedz na moje maile.
1. Wyrażające niezadowolenie, że piszę.
2. Z pytaniami.
3. Z radami.
Te pierwsze nie wymagają jakiegoś działania. Inteligentne inaczej trole oraz poszukiwacze „darmochy”, siedzące na garnuszku mamusi, potrafią się zapisać na listę, ale nie potrafią czytać – dlatego nie wiedzą jak się wypisać.
Jeżeli będziesz działał w sieci – z pewnością ich poznasz.
Na pytania staram się odpowiadać o ile jest to możliwe przez email lub newsletter.
Otrzymuję także rady.
Jedna z ostatnich dotyczyła dawania „wartości” w moich mailach. Otrzymałem wiadomość, że powinienem dawać więcej rad, wiedzy, lekcji i kontentu.
Oczywiście za darmo.
Wiem, że tego uczą gurooooo internetu.
Wartość jest ważna. Pokazanie swoich umiejętności jest ważne. Pisanie postów na blogu, gdzie uczysz konkretnej wiedzy jest ważne.
Jednak jest coś jeszcze ważniejsze.
Relacja z Twoimi czytelnikami.
Relacja nie oznacza, że zawsze będą się z Tobą zgadzać. Nawet z najbliższą rodziną czasami się nie zgadzasz i kłócisz. Prawda?
Koniec końców jednak to dzięki relacji wieczorem siadacie razem do kolacji lub rano do śniadania.
Chcesz takiej relacji? Chcesz, aby Twoje wiadomości były czytane. Chcesz sprzedaży, nawet wtedy, gdy wysłany mail nie był mistrzostwem copywritingu?
Chcesz grupy wiernych Ci osób, które staną za Tobą murem, gdy jakiś usmarkany dzieciak obsmaruje Cię na Facebooku w przerwie pomiędzy pornosami?
Buduj relację.
Chcesz coś sprzedać – napisz, że masz ofertę.
Jeżeli przygotowałeś produkt tak, że rozwiązuje on jakiś problem Twoich odbiorców, to być może go kupią. Jeżeli robiłeś produkt tylko dla siebie, to nie ma znaczenia ile darmowej wiedzy dasz.
Ciekawe kto z Was pamięta czasy, gdy chodziło się do kina oglądać filmy na wideo.
Pamiętam dwa ustawione na podwyższeniu telewizory, których przekątna była mniejsza niż przekątna monitora, na którym teraz pracuję.
Miałem 12 lat i z napięciem wpatrywałem się w ekran śledżąc losy Rockiego Balboa.
To skupienie było niezbędne. Jakość dziesiątej kopii z kopii wymagała dużej wyobraźni, by w kolorowych plamach zobaczyć bohaterów.
Za to dźwięk był aż za dobry.
Nie jestem jakimś szczególnym fanem filmu „Rocky”, ale ostatnio miałem okazję zobaczyć film „Creed: Narodziny legendy”.
Jest tam jedna rada jaką udziela Rocky, która może doprowadzić Cię do sukcesu we wszystkim:
„Jeden Krok, Jeden Cios, Jedna Runda naraz”
Bardzo proste.
Zapisz sobie tą zasadę i przypominaj sobie, gdy piszesz post, artykuł, wiadomość.
Stosuj ją, gdy nie wiesz w co włożyć ręce.
Przywołaj ją, gdy na Facebooku ciągnie Cię do kolejnego świetnego biznesu.
Ten biznes jest prosty jak ta zasada.
Jeden krok – jeden cios – jedna runda.
Rób tak dzień po dniu, a odniesiesz sukces, niezależnie ile teraz potrafisz.
Inny, prawdziwy mistrz mojego dzieciństwa – Bruce Lee powiedział:
„Nie boję się człowieka, który ćwiczy 10.000 różnych ciosów, ale boję się człowieka, który 10.000 razy ćwiczył jeden cios.”
Jedyne co Cię może powstrzymywać, aby zacząć już dziś, jest brak własnego produktu.
Czego potrzebujesz, aby stworzyć swój produkt?
Czego Ci brakuje?
W czym Ci pomóc?
Nie czytam książek motywacyjnych. Wolę biografię.
Dlaczego?
Książki motywacyjne wpływają na emocje, ale to historie życia wielkich ludzi i liderów zmieniają sposób w jaki myślimy.
Zmieniają sposób w jaki widzisz sukces i drogę do niego.
To czego nauczysz się z biografii wielkich ludzi, nie poznasz z napompowanych książek biznesowych, marketingowych czy poradników osiągania sukcesu.
Dobra biografia pokazuję drogę, której nie widzimy patrząc na osobę na szczycie swojego życia.
Biografia Steve’a Jobs’a jest jedną z moich ulubionych.
Nie dlatego, że jestem miłośnikiem produktów Apple.
Pokazuje człowieka wielkiego i koszmarnego zarazem.
Człowieka, który był liderem dla wielu, a sam był niejednokrotnie pogubiony.
W przeciwieństwie do innych producentów, Jobs nie wierzył, że klient ma zawsze rację.
Jakie to ważne i prawdziwe.
Przypomina mi inny cytat:
„Kobieta zakochuje się w Tobie za to kim jesteś,
Następnie stara się zmienić Cię w kogoś innego
i zostawia Cię dla dla faceta, który jest taki jak Ty byłeś.”
To mi się przydarza niemal codziennie.
Nie z kobietami, a z klientami.
Jestem wynajmowany ze względu na moją wiedzę, umiejętności i efekty,
następnie klient marnuje mnóstwo czasu przekonując mnie do tego, aby iść jego drogą.
Zgadzam się więc ze Stevem.
Jeżeli szczerzę troszczysz się o swoich klientów,
jeżeli mocno chcesz ich sukcesu,
jeżeli już Ciebie wybrali spośród wielu,
to prowadź ich swoją drogą.
Inaczej odkochają się i zatrudnią, kogoś podobnego do prawdziwego Ciebie.